Na zajęcia w Muzeum maszerowaliśmy wzdłuż naszej rzeki. Junior III spał smacznie przytulony do mamy, a Dzieci ganiały się radośnie w celu kopnięcia się nawzajem. Trwała walka o.....już nie wiem o co, ale broń została zawieszona przed ulubioną piekarnią. Plecaczki szybko napełniłam drugim śniadaniem i pognaliśmy już zgodnie na zajęcia o realizacjach filmowych.
A potem były szybkie zakupy z Juniorem, zaskoczenie ścianą deszczu, która pojawiła się za oknem
i próba znalezienia taksówki, która przepłynęła by przez miasto do Muzeum. Gdy udało się wszelkie elementy połączyć (najedzonego Juniora wpakować do nosidełka, zabrać parasole dla Dzieci, po 20 minutach i wielu telefonach znaleźć taksówkę) dotarłam z jednominutowym opóźnieniem.
Dalsza część dnia stanowiła jak zwykle walkę z czasem czyli próbę zrobienia naleśników na obiad przy jednoczesnym usypianiu Juniora, składaniu prasowania i......Ale to wszystko....Nagle okazało się, ze starszy Syn pokasłuje i pokasłuje, a w piątek wyrusza na wakacje. O nie.....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz