Zawsze chcieliśmy popłynąć tramwajem wodnym. Zgrabne
pokłady zadaszone białą płachtą kierowane przez panów w marynarskich czapkach kursowały
jak się zdaje często. Niestety okazało się że wywieszone na przystankach
rozkłady jazdy nie obowiązywały ich….Tramwaje wodne miały swój rytm i
zatrzymywały się na dowolnych przystankach, może wybranych losowo. Tak więc gdy
dzisiaj zobaczyliśmy tramwaj, który zawinął na mijany przez nas przystanek na
rzece rzuciliśmy się w jego kierunku z dziką radością. Chyba zresztą nie tylko
nam udzieliło się to podniecenie, gdyż za nami pędziła jeszcze jedna rodzina tylko,
że wyposażona w wózek o mocnych kółkach, poczułam je na piętach…Nie pytając o
kurs stateczku kupiliśmy bilety i poddaliśmy się przygodzie pt. „Podróż w
nieznane”. Wiatr rozwiewał nam wszystkim włosy (poza Synkiem, który ostatnio
mocno skrócił fryzurę), a mijane mosty wyzwalały w nas dzikie okrzyki radości.
Dzieci szalały na widok kaczek i łabędzi, które jak się zdaje wyglądały inaczej
z wody niż z lądu.
Planujemy kolejną wycieczkę tramwajową, hmm…. a może lepiej
z tą komunikacją wodną nic nie planować tylko po prostu spacerować wzdłuż
brzegu rzeki. Może i tym razem kapitan zatrzyma się znienacka…
Kotwica, którą usilnie próbował podnieść Synek |
Przepływamy pod jednym z wielu mostów. |
Nasz tramwaj wodny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz