Kilka dni temu, gdy miasto było bez smogu, a Junior w pełnej formie wyruszyliśmy na sanki. Te drewniane (model znany z dzieciństwa) przepadły z kretesem przy czerwonym ślizgaczu Starszaków. I tak wyruszyliśmy cali czerwoni( bo kombinezon saneczkarza był w komplecie kolorystycznym) na podbój zimowego świata.
I okazało się że akurat dzisiaj Juniorowi sprawiało większą frajdę puszczanie pustych sanek z górki i pędzenie za nimi z dzikim przytupem. A padający śnieg bajkowo nas oprószał spadając na kry z naszej rzeki. I powietrze było rześkie i mroźne i czyste czyli takie jakiego oczekuje się zimą. Pst. A od kilku dni nie ruszamy się z domu bo gorączka dorwała Malucha, a wskaźniki zanieczyszczenia powietrza są flustrujące do imentu....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz